
Sztuka Celowego Psucia Rzeczy
Jest coś wyjątkowo zabawnego w tym, jak my ludzie obchodzimy się z technologią.
Normalni użytkownicy włączają komputer, sprawdzają maila, oglądają film, robią zakupy online.
A my?
My otwieramy terminal i myślimy:
„Ciekawe, co dziś mogę zepsuć… w imię rozwoju osobistego.”
Niektórzy chodzą na siłownię.
Niektórzy praktykują mindfulness.
A my robimy sudo pacman -Syu i liczymy na to, że wszechświat będzie łaskawy.
Technologia nie krzyczy, nie histeryzuje.
Po prostu przestaje działać — spokojnie, z godnością, jakby mówiła:
„No dobra, spróbuj mnie teraz naprawić, mądralo.”
Schemat jest zawsze taki sam:
- Faza pierwsza: „Eee… co jest?”
- Faza druga: „Ale jak to nie działa?!"
- Faza trzecia: restart — święty rytuał wszystkich informatyków.
Naprawianie komputerów to dziwna forma medytacji:
szukasz problemu, którego nikt nie widział,
czytasz logi, które wyglądają jak zapis nocnych majaków,
i po kilku minutach zaczynasz kwestionować własną egzystencję.
A potem nagle — działa.
Nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo jak,
ale działa.
I czujesz się jak geniusz…
geniusz, który ma ochotę pójść spać.
Może kiedyś technologia stanie się idealna.
Bez błędów, bez awarii, bez niespodzianek.
Wszystko będzie działało zawsze.
I będzie strasznie nudno.
Bo prawdziwa radość jest właśnie w tym:
w szukaniu, kombinowaniu, próbowaniu trzech różnych rozwiązań naraz,
w odnajdywaniu satysfakcji w chaosie,
z którego — o dziwo — zawsze wychodzimy zwycięsko.
Psucie, naprawianie, reinstalowanie, zaczynanie od zera
to nie jest udręka.
To styl życia.
I szczerze?
Nie zamieniłbym tego na nic innego.